Z pewnością każdy indywidualnie odpowiedział już sobie na to pytanie.
Aby dotrzeć do sedna odpowiedzi – należy ustalić, kim jest prawdziwy katolik.
Na początek zapoznajmy się z plejadą osobliwości spotykanych we wspólnocie Kościoła. Albo inaczej – zapoznajmy się z rodzajami katolików.
Wierzący, który często widzi misie. Człowiek taki nieopatrznie rozumie dogmat o nieomylności. Nikt nie uświadomił go, że dotyczy on papieża, a nie każdego katolika. Bez większych skrupułów odrzuca niewygodne prawdy. Wybiera sobie kawałki z nauczania Kościoła według własnego widzimisię. W rozmowie z nim na temat religii należy uważać. Uważać, aby nie poruszyć obszaru, który nie mieści się w kategoriach misia.
Zatroskany ateista. Głośno wypowiada się na temat wątpliwości istnienia Boga. Atakuje Kościół twierdząc, że zależy mu na jego dobru. UWAGA! Nikt nie troszczy się o wierzące owieczki tak jak wrogowie Kościoła.
Wierzący drugiego i trzeciego przykazania. Katolicy tacy sumiennie wypełniają drugie i trzecie przykazanie kościelne. Przystępują do spowiedzi i Komunii świętej raz w roku. Ani mniej, ani więcej. Bardziej fundamentalistyczni przychodzą także do Kościoła raz w ciągu roku. To jest dopiero przestrzeganie zasad! Takie liźnięcie sakramentów dostatecznie zaspokaja pierwszy głód żarłocznego sumienia.
Jak najbardziej skromni wierzący. Ich dewizą są słowa Jezusa (chyba dobrze, prawda?): Tak właśnie ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi.(Mt 20,16) Zajmują zwykle miejsca stojące znajdujące się przed kościołem lub w wejściu do kościoła. Niektórzy twierdzą, że stoją tam ze względu na duchoty. Nie dajcie się zwieść, toż to wypełnianie Pisma – ci siedzący z przodu przecież wyjdą ostatni.
Katolik z ostrym zapaleniem gardła. Dolegliwość ta może dopaść człowieka w każdym wieku. Nie dziwcie się, gdy sąsiad w ławce nie odpowiada wraz z innymi wiernymi, o śpiewaniu nie wspominając. Gdyby Ciebie tak bardzo bolało gardło, nawet byś nie przyszedł. A to, że dolegliwość nigdy nie ustępuje – takie życie.
Katolik koneser sztuki. To, że wiele budynków sakralnych to perełki architektury, a znajdujące się tam dzieła są drogocenne, każdy wie. Są ludzie, którzy potrafią podziwiać nawet kościoły nowe i całkowicie ubogie w dzieła sztuki. Ten pan w sportowej kurtce ma minę jakby był obrażony na cały świat i patrzy po ścianach podczas Mszy św.? Toż to przecież krytyk sztuki!
Katolik zagorzały antyklerykał. Jezusa kocha jak najbardziej szczerze, wierzy i w trójce i w grzechów odpuszczenie. Ma jedną ważną zaletę. Nienawidzi czarnej mafii. Widząc księdza na chodniku, przechodzi na drugą stronę ulicy. Czyha na każdą aferę związaną z duchownymi, aby skutecznie informować o ich zepsuciu. Do kościoła nie chodzi, ponieważ nienawidzi miejscowego proboszcza.
Katolik służbista. Do tej kategorii należą ci skrupulatnie zaliczający kolejne sakramenty. Niekoniecznie wierzą w Boga, czy wypełniają przykazania. Nigdy jednak nie zapomną ochrzcić dziecka, posłać do Komunii i Bierzmowania. Ślub?- A i owszem. Dla nich byłoby lepiej, gdyby sakramentów nie było siedem, a nieskończenie wiele. Wtedy częściej widywano by ich w Kościele.
Inkwizytor hipokryta. Z przyjemnością wyszukuje przypadki łamania Prawa Bożego. Lubuje się w przestrogach, nakazach i zakazach. Bezbłędnie wyszukuje dewiantów i udziela im rad. Widząc zbłąkane owieczki, traktuje je elektrycznym pastuchem. Jeśli coś wpadło ci do oka, szybko wyjmie Ci drzazgę. Ze swoich belek mógłby wybudować Most Łazienkowski.
Ultrakatotalib. Ci są najgorsi. Starają się przestrzegać Ewangelii i przykazań. Chodzą regularnie do kościoła. Czytają faszystowską prasę pokroju Gościa Niedzielnego i Niedzieli. Siłą zmuszają swoich potomków do wyznawania chrześcijańskiej wiary. Długa jest lista ich przewinień. Totalna masakra.
Bycie katolikiem z krwi, kości i ducha zależy od punktu siedzenia.
Ustalić można, że to właśnie ultrakatotalib jest prawdziwym katolikiem i on będzie punktem odniesienia. Człowiek nie święty, ale do tej świętości świadomie dążący. Wielokrotnie się potykający, ale po to aby wstać. Człowiek, który interesuje się sprawami Kościoła, czynnie biorący udział w Jego życiu. Kontemplujący Pismo Święte, poszerzający swoją religijną wiedzę. Korzystający z łask jakie daje mu czynne uczestnictwo w sakramentach. Dający świadectwo swoją wiarą i miłością.
Takim z większości perspektyw jest być trudno.
Najważniejszą z warstw jest ta duchowa – i to z nią jest największy problem.
Zdecydowana większa część cech wyżej wymienionych odnosi się do aktywności intelektualnej. Niestety, można posiadać ogromną wiedzę, czynnie brać udział w życiu wspólnoty, pomagać innym, ale nie być do końca w porządku z własnym sumieniem.
Z grzechem pierworodnym jest tak, że ciąży na nas i przyczepił się do ludzkości jak, za przeproszeniem, psia kupa do buta. To on dał początek wszystkim zanieczyszczeniom ducha, jakie zna świat.
Sprzeniewierzenie się Bogu to istota każdego grzechu – od wyrzucenia gumy do żucia na chodnik do profanacji Eucharystii. Stoi za tym potężna siła. Niektórzy wolą umilać jej obraz, przedstawiając w postaci czerwonego diabełka z widłami, inni wręcz przeciwnie – jako największego przeciwnika Boga i ludzi. To drugie stanowisko jest niestety jak najbardziej słuszne.
Chciałbym zwrócić uwagę na rzecz istotną.
O wiele trudniej utrzymuje się w dobrym, jeśli już spróbowało się wielu grzechów. Spróbowałeś alkoholu, papierosów, narkotyków – to już pierwszy krok do nałogu. Można odpowiedzieć – przesada. Jeśli już uczyniło się krok w jakimś kierunku to powrót do miejsca, do którego się już zaszło jest o wiele łatwiejszy. To, że otrzymaliśmy w doświadczeniu życiowym także wiele złego, utrudnia nam utrzymanie sumienia w czystości.
I tu dochodzimy do sedna poziomu trudności wytrwania w byciu dobrym katolikiem. To ile posiadamy złych doznań – od tego zależy czy łatwo jest nam nim być.
Najlepsza przestroga to taka, aby unikać sfer, miejsc, ludzi, którzy dostarczą nam tych wrażeń. Nie od wszystkiego da się uciec, ale od wielu można.
Chrońmy siebie, naszych bliskich i dążmy do doskonałości!!!
Na koniec małe zastrzeżenie – artykuł ten potraktowany został trochę satyrycznie z nutą tragizmu.