Dzisiaj w modzie jest wszystko to, co brzydkie… Refleksje z okazji św. Mikołaja

Tylko zabawka?
Zabawki kształtują i stymulują prawidłowy rozwój dziecka. Powinny też pełnić funkcję dydaktyczną.
Ale czy zawsze?
Od pewnego czasu rynek zalewa fala zabawek nie mających nic wspólnego z prawidłowym rozwojem dziecka. Przykładem niech będą ostatnio modne zabawki firmy Monster High – firmy Mattel (monster z ang. poczwara, maszkara), która sygnuje się logiem trupiej czaszki z różową kokardką.
Wiadomo, że czaszka to symbol śmierci, bardzo często używany przez satanistyczne sekty. Aby „ocieplić” wizerunek firmy dołożono różową kokardkę w ten sposób przemycając symbol okultystyczny w środowisko najmłodszych.
Co więcej Monster High to nie tylko lalki i zabawki, ale cała machina biznesu, na którą składają się artykuły papiernicze, odzież dziecięca, torby, gry komputerowe oraz ogólnie dostępne strony internetowe czy emitowane przez jeden z kanałów telewizyjnych bajki.
Lalki dawniej. Lalki dziś.
Co takiego jest w lalkach, które charakteryzują się fioletową, zieloną lub czarną twarzą, kłami, rogami, bliznami czy śrubami w różnych częściach ciała?
Wydawać by się mogło, że dzisiaj w modzie jest wszystko to co brzydkie, wynaturzone, czy wręcz demoniczne.
I o zgrozo! Te „zabawki” są przeznaczone dla dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym!
Jest to celowe działanie producentów zabawek – niejednokrotnie współpracujących z masonerią, sektami czy satanistami – aby wychować „nowe pokolenie” konsumentów idealnych, wolnych od tradycyjnego systemu wartości.
Najlepszym odbiorcą są kilkuletnie dzieci, najbardziej chłonne na bodźce zewnętrzne.
Przez pierwsze lata życia dziecko poznaje swoje otoczenie poprzez badanie wszystkiego, czego może dotknąć (także „dotknąć” wzrokiem), oraz manipulując i smakując.
Oswajanie dzieci ze śmiercią, wampiryzmem (w lalkach, odpowiednio dobranych kolorach) zmienia ich światopogląd. W zabawkach tych postacie złe takie jak szatan przedstawiane są w sposób niewinny, kreowany w postać pozytywną. Lalki monster high nazywają Devil Girl (z ang. dziewczyna diabła), córkami wampira itp., Do lalek dochodzą maskotki: pieski o imieniu Devil (z ang. Diabeł), węże, nietoperze czy mebelki w kształcie trumny.
Dzieci mają „oswoić” się z diabłem w postaci zabawki, przytulać, przyzywać na pomoc. Są to zadania, które dotychczas były zarezerwowane tylko dla postaci ze świata dobra. Dziecko więc wzrasta w przekonaniu, że nie należy się lękać szatana ani potępienia.
Jest to doskonały przykład jak pod przykrywką zabawki niszczy się wrażliwość najmłodszych, jak manipuluje się synonimami, aby w rezultacie stworzyć w domu przestrzeń dla diabła, przyzywać go i spotykać się z nim na każdym kroku.
Warto pamiętać, że szatan nie potrzebuje zaproszenia, on sam wchodzi „z butami” w nasze życie, jeśli tylko mu na to pozwolimy i „otworzymy furtkę”.
Może więc zamiast zaszczepiać w dziecku wzorce z powyższych bajek – pełne agresji, lęku czy zachwiania poczucia bezpieczeństwa, świata w ponurych barwach – przeobraźmy go świat w pełen harmonii i kolorów.
Wybierajmy świadomie i odpowiedzialnie zabawki zachęcając dziecko do pozytywnego działania, aby mogło rozwijać w sobie procesy poznawcze tj.: wyobraźnię, pamięć, myślenie czy uwagę.
Zabawki, które kupujemy są formą aktywności kreatywnej, w której nasze maluchy utożsamiają siebie i otaczający ich świat, jest w nich to wszystko o czym marzą lub czym/kim pragnęłyby być.
I oby ten świat był światem z chrześcijańskim systemem wartości.
Mikołajowy zawrót głowy
Wiemy, że 6 grudnia jest dniem Mikołaja.
Na widok zbliżającej się w kalendarzu daty nogi same się uginają. Pojawia się pierwsza myśl „a co z prezentami, tak mało czasu zostało.
A przecież Mikołaj przypominał nam o swoich grudniowych imieninach, sprzedając znicze w listopadowe dni zadumy.
W takiej sytuacji wybucha panika i rozpoczyna się pogoń za prezentami: mniejszymi lub większymi, wybór zależy oczywiście od grubości naszego portfela. Na głównych ulicach miasta coraz nas więcej. Wystawy sklepowe nie dadzą przejść obok siebie obojętnie. Wejdź i kup – wołają. Markety stają się w tym czasie największą aglomeracją. Wszędzie słychać mikołajowe „hoł, hoł”. A my tracąc ostatnie zdrowe zmysły, nie wiadomo kiedy, zostajemy wciągnięci w ten wir…
Stop! Kupujemy prezenty, bo tak trzeba?
Chcemy mieć najlepszy pomysł na upominek?
Chcemy kogoś czymś zaskoczyć?
Po co to wszystko i czy naprawdę ma to sens?
Patrzymy w kalendarz: Chwila zastanowienia. 6 grudnia, imieniny Mikołaja.
Kim był, bądź też jest Mikołaj?
Dla jednych święty, dla innych po prostu Mikołaj, a jeszcze ktoś powie wariat w czerwonym przebraniu.
Myślę, że często to, kim on dla nas jest zależy od wieku i tradycji jakie panują w naszych rodzinach.
Dzieci czekają na Mikołaja, pilnują dziurek od klucza, w nocy czuwają. A rano jak tylko się budzą zaglądają pod poduszkę, i cieszą się, gdy widzą pod nią siatkę ze słodyczami i zabawkami.
Trochę starsi, często pukają się w głowę widząc chodzących po ulicy panów w czerwonych czapkach z długą brodą i grubym brzuchem – przecież „nie istnieje” prawdziwy święty Mikołaj.
A nasi rodzice, dziadkowie, choć robią w tym dniu swoim dzieciom i wnukom prezenty, na pewno wierzą w tego Świętego. Słyszeli o nim tyle opowieści, kiedy byli młodzi. Kiedyś inaczej się świętowało… więcej było w nas wspomnień. Wiedzą, że ten człowiek żył naprawdę, pomagając w życiu tym najbiedniejszym.
W tym całym pośpiechu zastanówmy się czasem jak świętować ten dzień, bo czasem najpiękniej zaskoczymy jeśli po prostu zamiast kupić – pomożemy.